środa, 13 grudnia 2017

Dary losu z październikowego Zlotu Beauty Straszydełek :D

Dary losu z październikowego Zlotu Beauty Straszydełek :D
Hej!

Mamy już połowę grudnia a ja ze swoim blogowym ogarnięciem wjeżdżam Wam z tematem październikowym. Jednak obiecuję, że w marcu nie będę Wam przedstawiać propozycji prezentów pod choinkę :P. Bez przesady.
Tak jak Wam pisałam spotkanie było zacne po względem towarzystwa, miejsca i żarełka. Niby było w październiku, ale ja nie wiem kiedy zleciał ten czas. Było wspaniale i mam nadzieję, że jeszcze nie raz spotkam te wszystkie pozytywne kobitki :D.



Warto jeszcze wspomnieć o 4 przyjemnym aspekcie naszego spotkania- podarunki od firm. Nasze organizatorki - Ola i Sylwia baaardzo postarały i każda z nas wyszła ze spotkania niczym cygański tabor. A oto fotki naszych giftów (tak, zdjęcia mogłyście widzieć także na moim Instastory) :D.

Po pierwsze- Dermacol, z której przedstawicielką miałyśmy przyjemność się spotkać i pomacać produkty. Pani w bardzo sympatyczny sposób poopowiadała nam na temat firmy oraz samych kosmetyków.
Już mogę Wam powiedzieć, że seria pielęgnacyjna ma obłędne zapachy, szczególnie wersja winogronowo-limonkowa!


Jak Dermacol to oczywiście pierwsze co przychodzi na myśl to słynny mocno kryjący podkład. My otrzymałyśmy próbki z wszystkimi odcieniami tegoż produktu.


Dalsza kolejność jest już przypadkowa zatem przeskoczymy na paznokcie, a dokładniej produkty firmy Vasco - otrzymałyśmy 3 kolory oraz top i bazę "no wipe" oraz pilniczek. Póki co są niezawodne! 


Następnie mamy pięknie pachnący hydrolat z firmy Kej - do mnie trafiła wersja różana, którą ubóstawiam. Już mi się kończy, ale właśnie zaglądam na stronę czy kupić teraz inną wersję czy tą samą. 


Jak już udało się zostać przy twarzy to przy niej pozostańmy, chociaż bardziej makijażowo. Od firmy Eylure otrzymałyśmy sztuczne rzęsy (może w końcu nauczę się je sobie przyklejać), szablony do brwi, pomadę (pięknie pachnie!) oraz paletkę do brwi.



Znowu makijażowo- tym razem z firmą Hean, która podarowała nam bronzer (ciepły i pięknie pachnący różami), rozświetlacz w płynie (moja wersja to silver), pomadkę, tusz to rzęs i cudowne metaliczne pomadki, których mam obecnie 4 sztuki w swojej kosmetyczce i każda jest cudowna, ale o tym może opowiem oddzielnie.


Kolejne rzeczy pochodzą od Visage Shop. Dostałyśmy po gąbeczce do makijażu (idealna w porównaniu do Blendit!, bo nie jest za miękka), cień w kredce od TheBalm, cień do paletki Devinah Cosmetics oraz rozświetlający żel z Zoeva.


Tutaj jeden produkt z firmy Makeup Revolution jest nadprogramowy, ponieważ paletkę do konturowania wylicytowałam, zaś zestaw szminek z Freedom Makeup, cień do brwi, eyeliner, Lip Lavę oraz paletkę rozświetlających róży dostałam. Nie będę się rozpisywać o tej firmie, bo na pewno będzie o niej osobny post.

Kończąc część twarzową otrzymałyśmy również po maseczce od firmy Rapan Beauty. Cuuuudo nad cudami, które poznałam dzięki Wioli po See Bloggers, ale o tym już chyba Wam mówiłam ;). Wracając, wszystkie wersje mi się sprawdzają - cudowne i wydajne maski o krótkim składzie. Kocham!


Teraz będzie trochę produktów do włosów. O pierwszej firmie, czyli Swiss Image usłyszałam po raz pierwszy, ale pod względem włosowym, szczególnie od momentu gdy ścięłam włosy na krótko, jestem trochę ignorantem ;). Wszystko jednak można nadrobić ;)


 Kolejna firma to Equilibra, którą znam przede wszystkim z kosmetyków z aloesem, chociaż jak możecie zobaczyć w próbkach jest też seria arganowa. Bardzo przyjemne i naturalne kosmetyki. Szampon jest bardzo przyjemny i delikatny (bez SLS)!


 Teraz trochę misz-maszy od firm, ale bardzo pozytywnych. Zaczynamy od Maroko Sklep, od którego otrzymałyśmy olejek w sprayu, rękawicę do masażu, balsam do ciała (baardzo odżywczy) i czarne mydło, które ciekawiło mnie już od dawna a teraz mam 2 opakowania :D.


Firma Marion dorzuciła nam się z olejkami oraz chusteczkami różnorakiego przeznaczenia, bardzo się cieszę, bo lubię tego typu produkty - nie zabierające dużo miejsca w torebce a dające komfort chociażby w podróży. 


Elfa pharm także nas zasypało - szamponem do włosów, odżywką w sprayu, mini wersja szamponu, próbkami, olejkiem kameliowym oraz balsamem do ust. Ziołowe produkty pachną bardzo specyficznie (jak to zioła), ale mi to akurat nie przeszkadza.


Firma AA postanowiła zadbać o nasze nawilżenie kompleksowo, więc otrzymałyśmy balsam do ciała, nawilżający krem do twarzy oraz olejek do ust.
To nie jest moje pierwsze opakowanie tego olejku, więc mogę Wam powiedzieć, że jest świetny- pachnie owocowo i odżywia usta, uwielbiam używać go na noc.


Ostatnią firmą jest Dermofuture, która także podjęła się zadbania o nas pod różnym kątem. Otrzymałyśmy po hialuronowym wypełniaczu do ust żelu-sprayu do włosów (kozacko utrzymuje fryzurę!), kuracji witaminą C, szamponie przeciwko wypadaniu włosów, 3 maseczki oraz odżywce do paznokci. Skojarzyło mi się to wszystko z jesiennym niezbędnikiem :D.


Jak Wam się podobają produkty? Znacie te marki lub poszczególne produkty? Piszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,

poniedziałek, 13 listopada 2017

Gdy Beauty Blogerki straszyły Lubartowie, czyli kilka słów o październikowym spotkaniu

Gdy Beauty Blogerki straszyły Lubartowie, czyli kilka słów o październikowym spotkaniu
Witam, cześć i czołem!

Nic tak nie łączy ludzi jak wspólna pasja lub wróg. To najprawdziwsza prawda, ale pozwólcie, że dzisiaj porozmawiamy o tym pierwszym spoidle ;).

Pod koniec października miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu Blogerek urodowych w Lubartowie w restauracji "W Bramie". Spotkanie nasze organizatorki nazwały Zlotem Lubelskich Straszydełek. Uroczo, z dystansem i humorem <3.

Zapraszam na relację!



Zacznę od przedstawienia naszych wspaniałych organizatorek, które umiliły i zorganizowały nam czas. Wspaniałe, wesołe kobitki, czyli Ola (Malowane Oczy) i Sylwia (Makijażowy Świat Sylwii) dopięły wszystko na ostatni guzik.


Po pierwszym momencie przeznaczonym na pogaduszki i zaspokojenie głodu, naszą pierwszą bardzo przyjemną atrakcję w postaci spotkania z Panią Lucyną- przedstawicielką marki Dermacol, która opowiedziała nam o słynnym podkładzie tejże firmy, a także uświadomiła części z nas, że firma posiada także kosmetyki pielęgnacyjne, ale o nich opowiem w oddzielnym poście ;).


Jak widać, kosmetyki wzbudziły spore zainteresowanie, nie tylko pierwszego planu ;)


Oprócz tego, że jak to na spotkaniu Blogerek, zbieramy upominki (co nie jest tajemnicą) dziewczyny zorganizowały część, w której to my dajemy coś od siebie. Mowa tu o licytacji, z której środki zostały przeznaczone na  Radzyńskie Stowarzyszenie na Rzecz Zwierząt Podaj Łapę. Zebrałyśmy 1100 złotych! 


A oto firmy, które ufundowały niespodzianki na licytację:


Bardzo miło, że marki wspierają takie inicjatywy, a my miałyśmy dużo radochy przelicytowując się wzajemnie, żartując i wiedząc, że z przekazanych pieniędzy skorzystają zwierzaki :).
Jedynym minusem spotkania jest, właściwie to co zawsze, że są za krótkie, ale przy tylu rozgadanych babeczkach i tydzień byłby za krótki.
Na koniec przedstawię Wam jeszcze wszystkie uczestniczki oraz naszą fotograf- Milenę, którą możecie znaleźć na fejsie jako Stop Klatka.


Oto laseczki ze zdjęcia:

  • no i ja ;)

 A oto sponsorzy upominków, o których będzie mowa w następnym poście:
( P.S.: Koniecznie śledźcie posty na blogu, bo przy okazji upominków pojawi się też ciekawe kod rabatowy ;) )

A Wy jak sądzicie bardziej łączy nas pasja czy wspólny wróg? Uczestniczycie w spotakaniach z ludźmi o podobnych pasjach/ zainteresowaniach? Piszcie w komentarzach!

Pozdrawiam, 

poniedziałek, 6 listopada 2017

Jesienno- zimowy antyhaul kosmetyczny #1

Jesienno- zimowy antyhaul kosmetyczny #1
Cześć Wszystkim!

Niby nie bez przyczyny mówi się: "nigdy nie mów nigdy", ale jeżeli chodzi o zakupy łatwiej określić się i trzymać pewnych postanowień. Przyznaję, że mam swoje bziki kosmetyczne (jak chyba każda kosmetyczna wielbicielka ;) ), ale są rzeczy za które nie chcę wydawać za dużo, mentalnie wymiotuję ich nadmiarem w Beauty Sferze lub po prostu mi się nie podobają.

Stąd też pomyślałam, żeby zaczerpnąć pomysł z YT i podyskutować z Wami na temat produktów z mojej listy, a może też o rzeczach, których Wy osobiście nie zamierzacie nigdy kupić?

Zacznijmy od droższej części tego postu ;)


1. Zapach Chanel nr 5- kultowy zapach o baardzo wysokiej cenie (pond 500 zł), ale mi po prostu śmierdzi. Próbowałam się do niego przekonać wiele razy, ale nie, po prostu nie. Jest dla mnie zbyt duszący, za mocny.
2. Maski GlamGlow- bardzo drogie maski, osobiście uważam, że na rynku mamy tyle dobrych masek, z bardziej lub mniej naturalnym składem, dobrym działaniu i zdecydowanie niższej cenie. Nie widzę sensu w wydawaniu 150 złotych na maseczkę.
3. Paletki czekoladowe Too Faced- słyszałam, że są bardzo dobrej jakości, ale jakoś nie przemawia do mnie aż tak słodka estetyka opakowań, szczególnie w palecie gdzie cienie są w kształcie serduszek.
4. Drogie koreańskie kosmetyki do pielęgnacji- tutaj chodzi mi o trochę szerszą kategorię. Podoba mi się sama idea rytuału pielęgnacji rodem z Korei, ale napędzanie popytu na produkty tamtejszych firm i płacenie kroci za nie według mnie nie ma sensu przy tym jak polski rynek bogaty jest w produkty pielęgnacyjne naszych rodzimych firm.

A teraz czas na kosmetyki z niższej półki cenowej ;)


1. Podkład Revlon Colorstay- jeżeli zajrzycie na pierwszą moją chciejlistę to zobaczycie, że swojego czasu chorowałam na ten podkład. Jednak po przetestowaniu próbki stwierdziłam, że szału nie robi, skład ma bardzo słaby, efekt jaki daje też mi nie podchodzi. Na rynku jest według mnie wiele podkładów bardziej wartych uwagi niż ten tutaj.
2. Puder Rimmel Stay Matte- zachwalany wszędzie, na YT niemal każda dziewczyna o nim wspomniała. Jest zawsze polecany przed promocjami jako świetny puder transparentny, ja mam swojego ulubieńca w tej kategorii- o krótkim składzie i niesamowitej wydajności.
3. Paleta The Nudes Maybelline- bardzo droga paleta (60 parę złotych) a nie ma w niej moim zdaniem niesamowitych kolorów lub jakości. Osobiście wolę tańsze palety MUR lub już porządne inwestycje w palety wysokiej jakości i mocnej pigmentacji.
4. Pomadki matowe Bonjour- po prostu jest o nich już za dużo w Internecie, podobnie jak puder znajdziemy je w każdej liście produktów wartych zakupu na promocjach, każda Youtuberka o nich mówiła. Przejadły mi się...

Jeżeli chodzi o listę to chyba tyle wystarczy jak na pierwszy post tego typu. Czy przypadła Wam tego typu lista do gustu? Też macie takie produkty do których nie jesteście przekonane z jakiegoś powodu, innego niż zła jakość? Jeśli tak to oczywiście piszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,

piątek, 27 października 2017

Farbowanie włosów w domu?- moja opinia w oparciu o farby Ultraplex z Joanny (8.45)

Farbowanie włosów w domu?- moja opinia w oparciu o farby Ultraplex z Joanny (8.45)
Hejo!

Jesień w pełni, w Lublinie już na większości nie ma już liści a dodatkowo panuje chłód i aż nigdzie nie chce się wychodzić. Z tego powodu przychodzę do Was z tematem, który przy okazji może trochę dopomóc w unikaniu nieprzychylnej aury.
Mowa o farbowaniu włosów w domu. Opinie są bardzo podzielone. Jedni argumentują zdanie przeciw, że można sobie zrobić krzywdę- wypalone włosy, zły kolor, a zwolennicy mówią o mniejszych kosztach, braku terminów (maluję kiedy mam czas i ochotę).
Zacznę może od tego, żeby powiedzieć Wam o moim zdaniu na ten temat. Po pierwsze, nie bez przyczyny są egzaminy fryzjerskie a ludzie tego fachu uczą się latami. Dlatego przy bardziej zaawansowanych zabiegach, typu balejaż, ombre, sombre, ekstrawaganckie kolory oraz zejściach o parę tonów w kolorze zalecałabym udanie się do specjalisty.
Jednakże, jeżeli chodzi o odświeżanie koloru czy też malowanie odrostów, wykonuję to sama i to już od jakiś 6 lat. Wiem w czym jest mi dobrze i obracam się mniej-więcej w tej samej palecie kolorystycznej (ciepłe brązy, czerwienie, rudości), więc nie mam problemu z doborem koloru.


Jak widać na powyższym obrazku obecnie na mojej głowie gości ognisty rudy odcień. Uwielbiam rudości, ale są niezwykle problematyczne. Rude i czerwone pigmenty mają to do siebie, że bardzo szybko wypłukują się z włosów, dlatego należy je dość często odświeżać (1 raz/miesiąc przy codziennym myciu głowy). 
Jakie byłyby tego koszty u fryzjera, aż nie chcę przeliczać. Z racji studenckiego budżetu stwierdzam, że w 100% poradzę sobie z tym zabiegiem za max. 30zł (droższe drogeryjne farby) a nawet za 15zł (bohaterka dzisiejszego postu) a nie za 90 złotych. Różnica jest znaczna.



Przetestowałam już chyba wszystkie drogeryjne farby w odcieniach rudości. Jednak wiadomo czasami wrażenia po nich były różne, czasami na włosach utrzymywał się lekki efekt sianka. Producenci jak mogą dopasowują się do trendów, więc wychodzą z coraz to nowymi, lepszymi formułami farb. 
Z tejże okazji dostałam do przetestowania nowy produkt marki Joanna- z kompleksem Ultraplex, czyli w skrócie mówiąc zapewniającym nam pielęgnację oraz regenerację czupryny podczas zabiegu koloryzacji. Mój kolor to 8.45 Płomienny Rudy.


Na powyższym foto widać zawartość pudełka- aktywator, który mieszamy z utleniaczem i farbą, rękawiczki foliowe oraz stabilizator, który nakładamy już po spłukaniu farby z włosów. To on razem z aktywatorem  odpowiadają za, wspomniane wcześniej, właściwości pielęgnujące zabiegu.
Poniżej wrzucam dokładniejszy opis zawartości, z gramaturą oraz opis farby producenta: 


Od siebie dodam tylko, że warto ubrać się w tzw."ciuchy po domu" a najlepiej takie, które będzie można zdjąć przed spłukaniem farby bez konieczności przeciągania ich przez głowę oraz coś do przykrycia ramion, np. stary ręcznik.
Wracając do procesu farbowania- po zmieszaniu wspomnianych już składników otrzymamy... fioletową, średnio gęstą papkę.  Nie ma co się bać tego koloru, jest normalny przy farbach w odcieniach rudości i utleni się do wyczekiwanego koloru na włosach już po kilku minutach. W przypadku produktu Joanny warto wspomnieć o tym, że zapach mieszanki nie jest tak ostry jak w przypadku innych farb, np. z Loreala.

Wymieszana farba- tak ma odcień fioletu ;)
Farba nie robi problemów podczas aplikacji- jest na tyle gęsta żeby nie schlapać całej łazienki, ale też dobrze rozprowadza się po włosach i jest na tyle wydajna, że pokryłaby włosy o długości tak z parę centymetrów za ramiona.
Następnie jak w przypadku wielu farb zalecany czas "trzymania" farby na włosach to 25-40 minut w zależności od tego jak bardzo mocny kolor chcemy uzyskać. Osobiście zostawiam farbę na swojej czuprynie na 35 minut. 
W tym czasie, co jest jednym z największych plusów farbowania w domu, zajmuję się tym co zaplanowałam- wstawiam pranie, zmywam, przeglądam zdjęcia do postów. 
Jednak ZAWSZE nastawiam sobie budzik, żeby nie zapomnieć i po 35 minutach spłukać farbę i nie narażać się na spalenie włosów.
Po dokładnym spłukaniu farby nałożyłam Stabilizator, który nawiasem mówiąc pachnie bardzo ładnie, jak kosmetyk z salonu fryzjerskiego. Notka o producenta mówi, że należy nałożyć go na min. 10 minut, ja potrzymałam 15- a co jak szaleć to szaleć xD.

Poniżej efekt przed......



... i po farbowaniu:

Po farbowaniu, nałożeniu i spłukaniu stabilizatora oraz wysuszeniu włosy są bardzo miękkie. Nie ma efektu tępych, szorstkich włosów jak po farbowaniu Lorealem. Nie było problemu z ułożeniem, ani włosy nie wydają się obciążone. Kolor jest bardzo intensywny, równomierny i nie ma żadnych miejsc, których farba nie złapała.

Tydzień po farbowaniu mój kolor prezentuje się jak na zdjęciu poniżej. Trochę się wypłukał, ale myję głowę codziennie, stąd tak duże zejście z pigmentem i jest to normalne. Najważniejsze jest to jak kolor wygląda po spłukaniu pierwszego ognia. Tak to jest z rudościami. Dalej nie mam odczucia przesuszenia włosów oraz skóry głowy i włosy układają się tak jak potrzeba.

foto bez filtrów, przy naturalnym świetle
Farbę Joanna z kompleksem Ultrapex jak najbardziej polecam- nie niszczy włosów i kosztuje około 15 złotych!

Pozdrawiam,

czwartek, 12 października 2017

Kim jestem i jaka jestem, czyli 7 faktów o mnie

Kim jestem i jaka jestem, czyli 7 faktów o mnie
Hej!

Wreszcie udało mi się znaleźć chwilę dla Was i dla siebie- pisanie mnie odpręża. Dawno nie było żadnych faktów o mnie, a sama wiem, że lepiej czyta się osobę, o której chociaż trochę wiemy a nawet dzielimy ze sobą część nawyków, zwyczajów i upodobań.

Zatem zapraszam Was na bardzo luźny post, poczujmy się jak na rozmowie przy kawce lub herbacie ;)

Wkleiłam Wam mój ryjek, ale nie bez przyczyny ;). Wiąże się z tym fakt...
nr 1- uwielbiam zmieniać coś we włosach- długość, kolor, ułożenie, bardzo lubię oglądać to jak twarze zmieniają się pod wpływem fryzury, np. ścięcia włosów, dlatego często oglądam takie metamorfozy na Instagramie...albo przeprowadzam na sobie :D.
Nr 2- z tym także można powiązać to, że mam dużo pomysłów na siebie, w liceum myślałam o studiach- weterynaryjnych, kryminalistycznych, dietetyce, kosmetologii, a finalnie jestem na Behawiorystyce zwierząt- czyli taki trochę powrót do korzeni pomysłów. W trakcie studiów też było i jest wiele pomysłów- od powrotu do pomysłu kosmetologii i wizażu, przenoszeniu na studia do Warszawy aż po pomysł na zostanie na studia III stopnia.
Nr 3- w sumie gdybym wygrała w Totka to mogłabym spełnić wszystkie swoje pomysły, ponieważ... uczyłabym się do końca życia. Jest tyle ciekawych kursów, kierunków studiów, studium itp. że aż szkoda, że nie możemy mieć na wszystko czasu pracując na utrzymanie. Gdybym kwestię zarobków miała z głowy jedynym moim problemem byłaby kolejność kierunków edukacji :).

https://picjumbo.com/
Nr 4- ale żeby nie było, że ja takie umysłowę "ąę"to powiem Wam, że uwielbiam sprzątać i prasować- to mój sposób na odstresowanie się lub reset głowy :D. Lubię też czytać o sposobach na usuwanie kamienia, pielęgnację ubrań itp.

https://picjumbo.com/
Nr 5- wracając do tematyki kosmetycznej nie jestem wierna jednemu zapachowi perfum. Zapach dopasowuje do pory roku, humoru, pogody czy też okazji. Jak dobrze, że nie kupuję zapachów po 300-500 złotych tylko odpowiedniki FM Group.
Nr 6- co do tańszych odpowiedników, tańszych perfum- uwielbiam okazje i nie lubię przepłacać. Zawsze wiem o wszystkich promocjach w moich ulubionych sklepach, ale żeby nie było- nie rzucam się chamsko, tylko po prostu z nich korzystam, a przed każdymi zakupami szukam kodów rabatowych...
(nr 7)- szczególnie, że lubię załatwiać przez internet wszystko co się da- zakupy kosmetyczne, odzieżowe, zamawianie jedzenia czy kupowanie biletów na pociągi czy autobusy, w czasie, który spędziłabym kupując stacjonarnie lub na ogarnianiu spraw mogę robić coś bardziej twórczego.

https://picjumbo.com/

Podzielcie się w komentarzach- Czy współdzielicie ze mną jakieś preferencje, sposoby na siebie? Może macie swoje ciekawe nawyki?

Pozdrawiam,

sobota, 30 września 2017

Jesienne pomadki- przegląd marek i kolorów

Jesienne pomadki- przegląd marek i kolorów
Witam Was!

Nadeszła już astronomiczna jesień-  czuć mocniejsze ochłodzenie, więc z szafy wyszły koce, swetry i inne ocieplacze-umilacze. Herbatka staje się stałym gościem na biurku, a z otchłani kosmetyczki spoglądają na nas ciemniejsze kolory cieni i pomadek. W dzisiejszym poście zajmiemy się tą drugą kategorią. 

Jeżeli chodzi o pomadki, przyznaję się bez bicia, że moja kolekcja jest spora. Lubię pomadki, podoba mi się jak taki mały element potrafi zupełnie zmienić wygląd danego makijażu. To tyle w ramach wyjaśnień ;).
Przechodząc do tematu- bezapelacyjnie ten post podbiją produkty z Golden Rose. Jeżeli czytacie mnie już jakiś czas to wiecie, że uwielbiam wszystkie "nowe" (od Velvet Matte) serie. Dobra cena, jakość i paleta dostępnych kolorów na tyle mnie przekonują, że nie czuję nawet potrzeby kupowania szminek innych firm, nawet na promocjach -50%.

Jednak coś tam udało mi się wygrzebać, nie jest tego wiele, więc od tych szminek zaczniemy.

Pierwsza pomadka to mój nabytek z ubiegłorocznego wyjazdu do Hiszpanii- Flormar nr DC26, w pięknym, złotym opakowaniu, jak mówi nazwa- typowy burgund, na zdjęciu tego nie widać przez to, że ma wykończenie błyszczące, soczyste, mimo, że w sticku wydaje się być matowa. Bardzo lekka, przyjemna, ale musi występować w duecie z konturówką, chociażby bezbarwną, bo trochę ucieka z ust, ale za ten kolor można jej wybaczyć.
Pomadka od Kiko to numer 05 w kolorze głębokiego wina z satynowym wykończeniem. Bardzo dobrze rozprowadza się na ustach- jest tępa w konsystencji w przeciwieństwie do typowych 100%wych matów. Wytrzymuje na ustach około 4-5h.
Metaliczna pomadka od Eveline trafiła tutaj ze względu na sam trend w tym sezonie, właśnie na metaliczne pomadki. Póki co jedyna dostępna stacjonarnie i w przystępnej cenie, jednakże wiele firm już pracuje nad swoimi metalikami. Ta od Eveline bardzo ładnie wygląda na ustach, powiększa jest i ma idealny dzienny odcień.

Od lewej: Flormar- DC26 Festival Burgundy, Kiko- 05, Eveline- Aqua Mettalic 803
Teraz czas na wspomnianą część z Golden Rose. Zacznijmy może od tych serii, których mam do pokazania najmiej. Mowa tu o serii Matte Crayon i Vision Lipstick. W mojej kolekcji mam tylko 3 typowe odcienie jesienne z kredek i jedną o błyszczącym wykończeniu z Vision.
Matte Crayon nr 01, 05, 07 i Vision Lipstick nr 124
Pomadki w kredce są na tyle wygodne, że nie potrzebujemy do nich konturówek- wystarczy tylko dobrze je zaostrzyć i mamy precyzyjny kontur i nasycone wypełnienie ust w jednym. Tym właśnie ta seria przekonała do siebie szminkoholiczki.
Moje odcienie z serii Matte Crayon to 01, 05 i 07. Pierwszy z nich to brąz lekko przełamany kolorem bordowym, bardzo unikatowy kolor dający efekt vamp. Kolejny czyli 05 to nieco łagodniejszy, ale dalej ciekawy kolor, który określiłabym jako głęboki burgund, czyli kwintesencja jesiennych odcieni. 07 to przepiękna, lekko ciepła czerwień, ale nie pomarańczowa, daje rozświetlający efekt na twarzy, ale nie podbija ewentualnych żółtych tonów na zębach.
Jedyny przedstawiciel Vision Lipstick to numer 124 o kremowym wykończeniu i pięknym fuksjowym kolorze obok, którego nie da przejść się obojętnie. Ta seria ma to do siebie, że pigment bardzo dobrze trzyma się ust, jednakże ze względu, że jest to dość intensywny odcień polecam użycie konturówki, żeby pomadka nie wylewała się poza usta :). 
*Przepraszam za literówkę -Vision Lipstick ma numer 124
Przechodzimy powoli do dwóch matowych, kultowych serii. Jako pierwszą omówimy Velvet Matte...czy jest jeszcze jakaś szminkomaniaczka, która nie zna tej serii?

Od lewej: 05, 12, 17, 23, 28, 29
Czy o serii, która wstrząsnęła całą blogosferą kosmetyczną i światem Youtube trzeba dużo pisać? Dobra jakość i świetna cena to najlepsze podsumowanie podsumowanie Velvet Matte. U mnie trzymają się po 6-7h i potrafią nie schodzić z ust nawet po obiedzie. Jeżeli jednak chcecie o nich więcej poczytać zapraszam na moją recenzję tej serii tutaj.
Moje propozycje kolorystyczne to:
05- pomarańczowy z delikatną domieszką różu, dobre dopełnienie do ciepłych makijażu oczu
12- czerwień przybrudzona brązem, ciężki do określenia kolor, ale bardzo twarzowy
17- czerwień z dodatkiem różu, podkreślający biel zębów
23- czysty burgund wybielający zęby
28- mocny fiolet, lekko ekstrawagancki,
29- brąz z czerwienią, u mnie na ustach niemal czarny kolor, bardzo ciekawy i przykuwający wzrok


Na sam koniec hitowa ostatnimi czasy seria Longstay Liquid Lipstick:

Od lewej: 05, 10, 12, 14, 16, 21, 23, 25
Nie będę oryginalna twierdząc, że ta seria oraz Velvet Matte są moimi ulubionymi. Z chęcią przygarnęłabym wszystkie kolory, szczególnie tej serii. Pomadki mają najbardziej trwałą formułę i znajdziemy w tej serii najbardziej unikatowe i ciekawe kolory.
Moje typowo jesienne kolory to:
05- bordowo-fioletowy odcień, hit ubiegłej jesieni
10- trupek, sinawy odcień, ulubieniec RLM, u mnie dobrze wygląda przy bardzo rozświetlającym makijażu
12- różowo- brązowy odcień dający efekt 3D na ustach, dzięki zawartych w nim drobinach, lekko powiększa usta
14- pomarańcz z dodatkiem czerwieni, istna żarówa dająca po oczach, przy tym odcieniu twarz staje się bardziej promienna, ale kolor działa na niekorzyść koloru zębów
16- bardzo ciepły, różowo-beżowy odcień, idealny nudziak dla ciepłych typów urody
21- różowo-fioletowy dzienny odcień, podobny do kultowego koloru 03 z tej samej serii, jednak ten nie ma drobinek i daje tym samym efekt 100% matu
23- mniej trupi niż 10, ze względu na zawartość różu, ale mimo to tez polecam go do rozświetlających makijaży
25- kolor nutelli, tego odcienia też nie widziałam nigdzie indziej


Ufff....to już koniec moich propozycji, myślę, że przy tylu kolorach i wykończeniach każdy znajdzie coś dla siebie :).

A jak jest u Was- zmieniacie kolorystykę makijażu ze względu na porę roku? Macie jakiś swoich ulubieńców w jesiennych kolorach? Piszcie w komentarzach!

Pozdrawiam

czwartek, 14 września 2017

Za co pokochałam buty New Balance?

Za co pokochałam buty New Balance?
Hej,

Dzisiaj temat typowo luźny, pogadankowy i mam nadzieję, że rozwinie trochę dyskusji :). Ostatnio stwierdziłam, że się starzeje, a dokładniej dojrzewam umysłowo, między innymi do tego, żeby stawiać na wygodę i jakość a nie na ilość i "oby tylko ładne". Oczywiście temat dojrzewania jako konsumenta jest dość głęboki, ale skupię się dzisiaj na butach.

Dlaczego? Stwierdziłam, że muszę się z Wami tym podzielić. Zazwyczaj kupowałam tanie buty, które po prostu mi się spodobały i czasami na skutek tego moje stopy przeżywały mniejsze lub większe katusze. Zmieniło się to w momencie gdy w ramach prezentu dla samej siebie za obronę pracy inżynierskiej kupiłam New Balance model 574.


Już ze dwa lata wzdychałam do butów tej firmy- ładny design + wygoda (wielu znajomych je zachwalało) stanowi dobre połączenie. Jednakże nie idzie to w parze z niską ceną. Czekając na dobrą okazję i model, który do mnie przemówi w 100% zeszło mi się chwilę, ale było warto, bo swoją parę dorwałam za ok. 170 zł z przesyłką i mam pewność, że to nie podróbka.

Dzisiaj z całą pewnością mogę stwierdzić, że to była najlepsza inwestycja tych pieniędzy. W maju jeździłam na konferencje naukowe w różne strony naszego kraju i nie tylko. Wielogodzinne przejazdy, długie spacery, zwiedzanie bardzo ułatwiły wygodne buty z dobrych jakościowo materiałów, nie chcę nawet myśleć w jakim stanie byłyby moje stopy w mniej ergonomicznych i przewiewnych butach...


Oczywiście oryginalne buty wiążą się z wyższą ceną, dlatego warto przeglądać porównywarki cenowe, przeglądać wyprzedaże czy polować na kody rabatowe, a wiadomo, że ładna rzecz kupiona taniej cieszy jeszcze bardziej :).

Tak więc zachęcam Was do przemyśleń odnośnie do zawartości garderoby, bo są rzeczy, które warto inwestować, bo jak w przypadku butów chodzi o odpowiednie rozłożenie środka ciężkości, nacisku czy ułożenia całej sylwetki, które uchronią nas od późniejszych wizyt u ortopedy. Może warto przeznaczyć trochę pieniędzy na chociaż jedną parę butów do chodzenia na co dzień żeby nie przeciążać sylwetki?
Chociaż do minimalizmu to mi bardzo daleko mam zamiar w kwestii obuwia trochę u siebie zmienić.


A jak jest u Was w tej kwestii- pozwalacie sobie na zakup markowego obuwia czy raczej nie zwracacie na to uwagi? 
Piszcie w komentarzach!


* post nie powstał na zasadzie współpracy z firmą, wyrażona opinia jest w 100% zgodna z moim sumieniem ;)

Pozdrawiam,
Copyright © 2016 Kosmetyczny młyn , Blogger