wtorek, 17 stycznia 2017

Moje hity 2016 roku

Hej, hej!

Sesyjno- studencki gorący okres trwa a ja przychodzę do Was z ulubieńcami roku 2016. Większość blogerek już to zrobiła, ale mi jak zwykle się nie spieszy i mam sklerozę, więc zdjęcia robiłam chyba ze 3 razy, bo cały czas czegoś zapominałam. Do tego wszystkiego robiłam jeszcze poprawki w mojej inżynierce ;).
Nie przedłużam, bo trochę tego będzie!


W tym roku stwierdziłam, że stawiam nie tylko na mocny kolor ust, ale też poszaleję z kolorami na powiekach. W dodatku, że ostatnie miesiące minęły pod znakiem ciepłych barw, jakie serwuje nam w niskiej cenie Makeup Revolution w czekoladce Vice oczarowała mnie, była w mojej jesiennej wishliście i oto jest- piękna, dobrze nasycona i o świetnych barwach! Druga paleta, również marki Makeup Revolution o nazwie Essential Mattes, posiada już inne kolory, chłodniejsze i bardziej stonowane, które świetnie sprawdzają się w momencie gdy chcemy uzyskać delikatniejszy, bardziej dzienny efekt.

Nie byłabym jednak sobą gdybym nie pokazała Wam pomadek i to nie byle jakich, bo mojego ukochanego Golden Rose! W tym roku wyszła zachwalana przez wszystkich seria pomadek matowych w płynie Longstay. Dołączam się do zachwytów- niska cena, duży wybór kolorystyczny i świetna jakość. Na zdjęciu od góry numery- 05, 16 i 10. Mam jeszcze nr 04, ale gdzieś się zawieruszyła oraz na dniach dołączyła do kolekcji pomadka w kolorze 12 <3.

Jednak to nie wszystko jeśli chodzi o pomadki, warto jeszcze wspomnieć o  serii Crayon, która jest bardziej satynowa, ale również miła w użytkowaniu. Moje numery to (od góry) 01 i 11, lubię je nosić szczególnie wtedy gdy moje usta już zaczynają strajkować od nadmiaru matu.

Jak kolorówka to nie można pominąć podkładów, od których zależy całokształt makijażu. Nawet najpiękniejsza szminka i makijaż oka nie pomogą gdy podkład waży się na twarzy lub podkreśla niedoskonałości,, prawda? U mnie w tym roku na zmianę gościły na twarzy podkłady o lekkim kryciu- Lirene Perfect Tone w kolorze 102 Nude i Maybelline Affiniton 03 Light Sandbeige o bardzo ładnym, naturalnym wykończeniu bez zbędnego obciążania skóry. Trzeci z nich- Maybelline Super Stay 24h w odcieniu 05 Light Beige o nieco mocniejszym kryciu, ale nie dającym efektu maski. Wszystkie trzy podkłady bardzo dobrze współgrają z pędzlem typu Flat Top oraz gąbeczkami typu BeautyBlender. Z zieloną bazą (więcej o niej ciut niżej) bez problemu utrzymują się cały dzień i potrafią przetrwać d upałów po sypanie śniegiem prosto w facjatę.

Oto ostatnie produkty z ulubieńców kolorówkowych. Tusz do rzęs Wibo Queen Size o grubej, dużej szczocie, która niesamowicie podkręca i pogrubia rzęsy nie sklejając ich nawet przy pierwszych użyciach. Drugi produkt to wspomniana wyżej zielona baza z Lirene neutralizująca zaczerwienienia. Cudo! Moje zaczerwienienia na policzkach nie są widoczne cały dzień, nawet jak cały dzień zasuwam jak mały samochodzik. Nie roluje się i współgra z szeroką gamą podkładów.
Ostatnia jest kredka do brwi z Golden Rose (cóż za zaskoczenie :P) o numerze 309, która wyparła u mnie wszelkie cienie i pomady do brwi. Utrzymuje się cały dzień i nie rozmazuje się, nie potrzeba nam dodatkowych "narzędzi" do robienia brwi, gdyż na skuwce posiada szczoteczkę przy użyciu, której uzyskujemy naturalniejszy efekt, bez przerysowania i kanciastych linii.



Na słabym płótnie źle się tworzy, więc pielęgnacja powinna stać na pierwszym miejscu każdej kobiety.
Ten rok upłynął szczególnie pod  jej znakiem, ponieważ wszędzie trąbiło się (i trwa to nadal) o koreańskiej pielęgnacji. Po przeczytaniu książki o rytuałach dbałości o ciało każda z nas chciała jak najwięcej zwyczajów wprowadzić do swojej codziennej rutyny.

U mnie przede wszystkim sercem zawładnęło 10 etapowe oczyszczanie twarzy tylko z produktami drogeryjnymi o ciut niższych cenach jakie preferują wszelkie e-sklepy z koreańską pielęgnacją. Tak oto weszłam w posiadanie olejku, a raczej mieszanki olejków Wellness&Beauty do ciała, ale mającej tak dobry skład, że poszedł do 1 etapu zmywania makijażu. Wg zasady, że tłuszcz rozpuszcza tłuszcz spełnia się w swojej roli.  Do tego ma kilka wariantów zapachowych, więc nie ma problemu, że zbrzydnie- co buteleczkę wybieram inną opcję. Idealnie domywa też gąbki i pędzle z podkładu, ale o tym więcej tutaj.
Jako kosmetyk do drugiego etapu oczyszczania służy mi wiernie żel do mycia twarzy Effaclar z La Roche Posay. Może wydawać się, że kosztuje dużo, ale moje drogie....ta butelka służy mi od ponad roku! Jest tak niesamowicie wydajny, że tej ceny aż się nie odczuwa, szczególnie, że na promocjach w SuperPharm często można trafić na -40%. Do tego domywa resztę makijażu i usuwa film pozostawiony przez olejek i ma bardzo świeży zapach.

Oprócz pójścia w koreańską pielęgnację wrzucam także do kosmetyczki produkty o naturalnym składzie. Dzięki Joyboxowi w moje ręce trafiła maseczka do twarzy firmy Vianek ze zmielonymi ziarnami lnu oraz krem do twarzy na dzień z Biolaven. Ogólnie te polskie marki zawładnęły moim sercem i wypierają te mniej naturalne i zagraniczne. Ceńmy to co nasze! Szczególnie, że obydwa produkty mocno nawilżają i regenerują skórę, nie zapychają, a seria Biolaven pachnie obłędnie!
Za to Babuszka Agafii zaimponowała mi maseczką dziengciową o właściwościach oczyszczających, które widać "gołym okiem" i po jej użyciu czuję aż lekkość na twarzy :). Do tego także ma fajny skład i przystępna cena, chociaż to marka zagraniczna.

Chociaż już od ponad roku panuje szał na odżywki do rzęs, ta z LashVolution trafiła do mnie również za pośrednictwem JoyBoxa. Niestety sama w sobie jest dość droga. Nie spodziewałam się, że te odżywki działają, szczególnie u osób, które mają naturalnie dość długie rzęsy. Jednak efekty daje zadowalające i szczerze Przede wszystkim zmniejszyła wypadanie rzęs praktycznie do zera i widocznie je wydłużyła. Jak dla mnie super produkt szczególnie dla osób o mocno osłabionych rzęsach.
 Ostatni pielęgnacyjny produkt może być dość kontrowersyjny, bo często mówi się, że produkty do ujędrniania i powiększania biustu nie działają. Eveline serum do biustu push-up kupiłam całkowicie na spontanie z założeniem, że wyrobię sobie opinię. Zaskoczenie z mojej strony jest ogromne! Serum unosi biust, wypełnia i nawilża. Jestem w szoku i wcieram dalej ;). Jednak od razu mówię, że nie wiem jak sprawdzi się na dużych biustach, bo mój do ogromnych nie należy.
Taki produkt ma też dodatkowy plus- przy jego aplikacji można na szybko i przy okazji wykonać samobadanie piersi a to moje drogie czytelniczki bardzo ważna sprawa!



Na ostatnią kategorię składają się produkty pozostałe produkty i rzeczy ubarwiające lub ułatwiające życie ;).
Zacznijmy od kosmetyku do stylizacji włosów- Batiste Spray XXL Volume, o którym pisałam już w innym poście i który sprawił, że oklapnięte włosy nie są moją zmorą. Niestety jako posiadaczka cienkich włosów mam do tego skłonności, ale teraz to już przeszłość :).
Drugi produkt ze zdjęcia, czyli Tangle Angel zachwyca samym wyglądem. Po jej użyciu stwierdziłam, że jest idealna- nie wyrywa i nie ciągnie włosów, przyjemnie masuje skórę głowy i ładnie wygląda. Czego chcieć więcej? 

Pielęgnację, makijaż i fryzurę mamy, zatem czas na dodatki. Poddałam się modzie na chockery i chociaż posiadam tylko dwa, zapewniam Was, że podoba mi się 99% tych, które widuję w sklepach, a że teraz jest czas wyprzedaży... :). Wracając, ten rodzaj wisiorka nadaje charakteru i zadziorności stylizacjom nawet tak prostym jak T-shirt z jeansami.

 Pozostając przy dodatkach to przez długi czas nie nosiłam kolczyków. Przepadłam, gdy zobaczyłam tribale! Wyglądają elegancko, ale nietuzinkowo i przyciągają wzrok. Dla mnie połączenie idealne, szczególnie, że na Aliexpress można dorwać je za cenę nawet poniżej 1$.

Odchodząc już od urody z ręką na sercu przyznaję, ze jednak rozumiem miłość do wosków zapachowych Yankee Candle. To wciąga prawie jak szminki ;). Mam 5 zapachów, a już wiem jakie kolejne zawitają do mojej kolekcji. Uwielbiam ten unoszący się zapach, który momentalnie wypełnia cały pokój, a nawet mieszkanie. Aromaty są dobrane bardzo celnie, tak samo jak ich nazwy. Do tego są bardzo wydajne- odrobina wosku wystarcza żeby uwolnić zapach na długie godziny :).
Do tego coraz ciekawsze modele kominków, które ozdabiają mieszkanie- czy ta sówka nie jest urocza?

Już na sam koniec pokażę Wam kompana przy robieniu zdjęć na bloga- statyw do telefonu. Jest ze mną od października i niezwykle ułatwia mi stabilizację obrazu oraz kadrowanie. Mam nadzieję, że widać chociaż mały postęp. ;)
Nóżki można dowolnie wyginać, a uchwyt do telefonu dobrze go stabilizuje. Jest to kolejne cudeńko dorwane za grosze z Aliexpress.


Mam nadzieję, że znalazły się osoby, które dotrwały do końca. ;)

Macie produkty, które towarzyszyły Wam przez rok 2016 i są godne polecenia, a może znacie produkty, które Wam przedstawiłam jako ulubieńców? Piszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,
Sonrisa 

8 komentarzy:

  1. Aż dziwne , ale z powyższych znam "osobiście" tylko podkład Maybelline Affiniton, choć u mnie szału nie zrobił:) Zaciekawiłaś mnie za to serum do biustu, skoro działa to na moje maleństwa może też coś zaradzi. Aż kupię i sprawdzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetna jest ta sówka do wosków, muszę sobie znaleźć podobny kominek, jak się przeprowadzimy do nowego mieszkania. :)
    a z ulubieńców też uwielbiam paletkę czekoladową Vice, jest absolutnie idealna jak dla mnie. :) i matowe kredki od GR. <3
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomadki z Golden Rose bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ulubieńcy. Paletka Chocolate Vice i Crayon z Golden Rose to także jedne z moich ulubionych produktów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Paletki z Makeup Revolution, pomadki z GR oraz woski YC znam i to bardzo dobrze. Dużo świetnych Ulubieńców a taką anielską szczotkę też chcę mieć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam czekoladkę w wersji białej :) bardzo fajna jest :) serum do biustu Eveline bardzo lubię, z Lirene mam bazę w żółtym opakowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Produkty do ust z marki golden rose uwielbiam <3! :D
    Zapraszam-Mój blog
    Odwdzięczam się za każdą obserwacje :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmetyczny młyn , Blogger